O języku śląskim, albo o ślonski godce,...
O języku śląskim, albo o ślonski godce, uwag kilka, albo trocha.
Tytułem technicznego komentarza: nie czuję się na siłach, żeby pisać po śląsku. Zwłaszcza teraz, gdy pewien stopień systemu pisania został już osiągnięty.
Temat języka śląskiego jest szeroko dyskutowany, a i sama dyskusja, z różnym natężeniem, trwa już od wielu lat i pewnie jeszcze wiele lat potrwa. Poniższe uwagi są efektem udziału w spotkaniu z panem Grzegorzem Kulikiem, tłumaczem m.in. „Hobbita” J.R.R. Tolkiena na język śląski, jak i wielu innych książek. W tym spotkaniu pojawiło się również kilka wątków, które są obecne w debacie o języku śląskim.
Kwestia uznania języka śląskiego. Wątek to niewątpliwe polityczny. Trudno bowiem mówić o nim, jako o wątku naukowym, skoro nie ma żadnych powszechnie uznanych reguł, według których można uznać, że dany sposób porozumiewania się to już język, czy też może gwara, żargon czy coś jeszcze innego. Pojawiła się kwestia, że śląski nie może być uznany za język, bo nie ma skodyfikowanych w całości zasad pisma. No cóż, są języki, którym nikt przymiotu „bycia językiem” nie odbiera, a przecież nie mają w ogóle skodyfikowanych jakichkolwiek zasad pisowni, ba nie mają systemu pisowni. Można by też zauważyć, że język mówiony i pisany to, chociaż podobne, to jednak odrębne języki. (Tu też widać, jak nieprecyzyjne jest pojęcie „język”). Można by powiedzieć, że o Ślązokach panuje opinia, że wszystko robią porządnie, od początku do końca. Może dlatego od języka śląskiego wymaga się, żeby był „cały gotowy” przed oficjalnym uznaniem.
Wreszcie trzeba postawić pytanie, do czego to „uznanie” jest potrzebne? Satysfakcja tego lub tamtego? Sprawiedliwość dziejowa? A może pieniądze? No tak, przecież to są granty, lekcje, których ktoś musi udzielać, no więc trzeba mu zapłacić. Rada Języka Śląskiego (no przynajmniej jakaś dieta). Nie jest to zarzut, ale tezy do dyskusji. W tym miejscu chciałbym stwierdzić, że to uznanie nie jest do niczego potrzebne. Jak śląski się obroni i będzie dalej rozwijał (o czym jestem przekonany), to z czasem i satysfakcja, i sprawiedliwość dziejowa, i pieniądze będą zasadne. Ale podstawy niech powstaną „bez dopingu”, bo to, jak w sporcie, będzie mieć krótkie nogi i skończy się moralnym kacem. Tylko że potrwa to dłużej, efekty przyjdą może nie za naszego życia. Cóż pytanie czy celem jest śląski, czy własny interes (dla precyzji, nie uważam, że to są cele rozłączne, ale trzeba je ustawiać we właściwej kolejności).
Język śląski jest już gotowy do przejścia na kolejny poziom (no jak się da przetłumaczyć Hobbita, to na pewno jest gotowy). Tym poziomem jest powstanie literatury naukowej. Poczytanie, dajmy na to, o psychologii, albo fizyce kwantowej, po śląsku, będzie pewnie ciekawym doznaniem. Będzie też kolejnym kamykiem to „bycia” językiem. Po śląsku trzeba wreszcie rozmawiać nie tylko o śląskim, ale o życiu w całej rozciągłości. Jak to było na spotkaniu, żeby się w Radiu Piekary dwie feministki o feminizm się pokłóciły, godając po ślonsku. Jest to o tyle istotne, żeby nie tylko godać, ale myśleć po śląsku. A żeby myśleć, to trzeba mieć aparat pojęciowy. (Tak w ogóle, jak będzie po ślonsku feministka).
Wreszcie trzeba zwrócić uwagę, że obecnie, pod żadnym pozorem, śląski nie powinien trafić do szkoły, jako przedmiot. Niech przestrogą będzie to, co stało się z religią i jakie to przyniosło skutki społeczne. Śląski do szkoły powinien „po prostu wejść”, tak jak angielski, czy niemiecki. Jest taki język, chcemy go uczyć i tyle. Dekretowane wprowadzanie grozi sprowadzeniem go do ciekawostki „regionalno-tradycyjnej”. Może, a moim zdaniem na pewno, będzie skutkować zmieleniem go do postaci „Uwe i Wili w jednyj stali wili...”. Jest to ślepa uliczka, w której może śląski utknąć. A język to istota żywa i bez ruchu umrze.
No i nie można zapomnieć o jednej, bardzo ważnej sprawie. Język śląski obecnie „staje się” na naszych oczach. Nie patrzymy tak na polski, czy angielski. Ale na godke już tak. I to jest fascynujące. Możemy być świadkami historycznego momentu. Można powiedzieć, że to się czasem ludziom zdarza. Ale bardzo rzadko dzieje się tak, że jesteśmy w pełni świadomi, że to moment historyczny.
LY
PS. Jak widać, pokusiłem się o "wstawki" po śląsku. No jest to kuszące, nie powiem.
Dodaj komentarz