Laptopy dla wszystkich uczniów?
Cel jest jasny. A o sens i przyzwoitość nie ma się co pytać.
Ogłoszony został ostatnio pomysł, żeby każdy uczeń klasy czwartej w Polsce dostał laptop. Oczywiście dostanie go od rządu. Cóż, pomysł jak pomysł. Szkoda tylko że wykonanie głupie już od początku. Jaki problem chcemy rozwiązać tymi laptopami? Tego już nikt nie mówi. Oczywiście nie ma mowy, że chodzi o poprawę edukacji, bo to akurat jest nie możliwe.
Dlaczego? Czy za tymi laptopami idzie jakikolwiek pomysł na zmianę programu nauczania? Czy nauczyciele są szkoleni w metodologii uczenia w sytuacji, gdy każdy uczeń na lekcji ma laptop? No bo przecież, skoro każdy uczeń ma komputer przenośny, to już nie będzie podręczników? Nie będzie, prawda? W skrócie, czy te laptopy na pewno poprawią system edukacji? Ja twierdzę, że w tej postaci jeśli coś spowodują, to tylko dodatkowe kłopoty. Czy w tak skomplikowanym systemie, jak system edukacji, powinno się ogłaszać w styczniu, że już we wrześniu (czyli raptem 7 pełnych miesięcy) będzie rewolucja. Dobrze, że dotyczyć ma tylko jednego rocznika.
Po ogłoszeniu pomysłu pojawiły się liczne pytania, np., kto będzie właścicielem urządzenia, czy będzie można je sprzedać, jakie będzie oprogramowanie itd. Na te pytania nie ma odpowiedzi, są tylko obietnice „że to wszystko to się w ustawie ureguluje”. No cóż, pożyjemy zobaczymy. W ustawie o dodatku węglowym miało być wszystko uregulowane. Jak było, wiemy. Potwierdza to ilość i częstotliwość nowelizacji tej ustawy. Przykłady można by mnożyć. Ostatnio co ustawa, to bubel. Nie wynika to tylko z niekompetencji rządowych legislatorów. Zakładam, że znają się na rzeczy, tylko niestety stają przed materią niemożliwą do uregulowania. I dlatego błędy w przepisach.
Prawo, czyli m.in. ustawy, powinno być tworzone wtedy, gdy jest to konieczne. Jest to zasada, która ma zapobiegać nadmiernej jurydyzacji życia (czyli, żeby nie było przepisów niepotrzebnych). Czy ustawa powinna regulować fakt, że każdy uczeń ma mieć laptop? I jakie ma mieć na nim oprogramowanie? I tak długo można jeszcze wymieniać. Czy naprawdę ustawa ma regulować, jak nauczyciele mają prowadzić lekcje, przy pomocy jakich narzędzi. Czy nie można tego rozwiązać inaczej? Czy musi być jeden, słuszny, laptop? Na marginesie, ciekawe, jakie będzie miał naklejki. I podpowiadam, można tak zrobić, żeby była politycznie słuszna tapeta pulpitu, z blokadą zmiany. Nie ma odpowiedzi na te pytanie mniej i bardziej fundamentalne. Jest za to obietnica, że „rząd da komputer”. Jakie to wybory mamy jesienią? Patrząc na to wszystko, co za nami, pojawiają się i inne pytania.
Pamiętając aferę związaną z respiratorami można by się zapytać, kolega którego ministra będzie teraz handlował laptopami? I czy ma już wynajęty pokój w hotelu w Albanii? I czy się nie boi?